Mamy początek Nowego Roku. Nadal wszyscy zmagamy się z powoli ustępującą pandemią korono wirusa lekceważonego przez póki co zdrową część naszego społeczeństwa.
Otwierają się nam oczy i rozum, kiedy nagle dowiadujemy się, że po nagłych i wielkich cierpieniach odeszło wielu nie raz bliskich i bardzo kochanych przez nas osób. Wichura tej nieuleczalnej choroby przychodzi niespodziewanie i wyrywa z naszych szeregów małą cząstkę tych, niby to niezniszczalnych kochanych przez nas ludzi. Smutni w nagłej tragedii stwierdzamy, że coś nieuchronnie się kończy i o czym chcielibyśmy zapomnieć. Jesteśmy jednak tylko małą cząstką tworzywa boskiej wszechmocy i przemijamy w danej nam doczesności.
Czy potrafimy docenić czas danego nam życia obejmującego całym swym ogromem trwanie wszech rzeczy świata ? Jeszcze z dzieciństwa pamiętamy ogromne drzewo dębu rosnące przy naszym płocie, o którym starzyk wiele razy opowiadał, że z żołędzi tego drzewa robili paszę do swoich świnek, a obumarłe konary drzewa służyły jako opał dający ciepło spajające rodzinną atmosferę. Przez całe wieki rodzina nasza dbała i darzyła wielką miłością to stare drzewo dające i ciepło i chłodny cień w upalne lato, zapraszając na starą ławeczkę opartą o jego pień.
Wielu z nas myślało, że jest wieczne. Nigdy nie mówiło nam o starych dziejach. Nie mówiło też o tym, że bolą go usychające konary. Nigdy też jak to zwykli czynić ludzie na nic się nie skarżyło. Jego śmierć też przyszła nagle i podstępnie.
Nie Kowid 19, ale niezwykle silny powiew wichury, powalił z korzeniami to stare ogromne drzewo. Nie zdążyło nam opowiedzieć całej swojej i ludzkiej opowieści. Taka to prawda „Spieszmy się kochać ludzi i drzewa bo tak prędko odchodzą” Wiadomość o powalonym znanym nam bezimiennym dębie przyniosła mi wnuczka pani Natalii K. z ul. gen. Sikorskiego z prośbą o jego usunięcie, gdyż oparty rozległymi konarami o ziemię stanowił zagrożenie dla przechodzących obok ludzi. Dołączam zdjęcia wykonane przez wnuczkę.
Sołtys H.Tomala